Uczestniczki spotkania wokół książki "Córka rzeźnika"

Współczesne głosy sztetla. Spotkanie wokół książki “Córka rzeźnika”

Dziś w CKJ język hebrajski brzmiał wespół z polskim. Wszystko za sprawą książki “Córka rzeźnika” Yaniva Iczkovitsa. Spotkanie z autorem i tłumaczką Anną Halbersztat prowadziła Martyna Steckiewicz, a tłumaczyła Magdalena Sommer.

Akcja książki dzieje się w XIX-wiecznym Motolu. – Żydzi mieszkający w małych miasteczkach w Rosji, w Białorusi odkryli wtedy, że świat otwiera się przed nimi – wyjaśnia autor. – Zaczęła do nich docierać haskala, czyli ruch promujący wykształcenie świeckie. Było to tuż przed I Kongresem Syjonistycznym. Idea Palestyny, jako kraju, do którego można wyjechać, zaczęła wówczas istnieć w świecie żydowskim. Otworzył się również świat zachodni, dając możliwość emigracji do Stanów Zjednoczonych.

Autor przed napisaniem książki zbierał informacje na temat wojny krymskiej, która toczyła się w połowie XIX wieku. Prowadził poszukiwania w sieci, czytał książki i artykuły na ten temat. Źródła w Internecie nie nadawały się do jego badań. – Potrzebowałem informacji o życiu zwykłego, prostego człowieka w tamtym czasie. Musiałem udać się do archiwów, zbierać autentyczne dokumenty, dzienniki, pamiętniki ludzi żyjących w tamtym okresie. Chciałem wiedzieć, co myśleli, co jedli, w jaki sposób umierali, na co chorowali. To było mi potrzebne, a nie wypowiedzi generałów czy polityków – dodaje.

Martyna Steckiewicz przypomniała, że sztetl jest figurą, która ma duży ładunek emocji, znaną z kultury masowej i popularnej. Wiąże się z nim nuta nostalgii oraz tęsknoty. Sztetl opisywany w książce jest jednak inny, bo słychać tam współczesne głosy i obrazy.

– Najpierw sztetl jawił mi się jako idylliczne miejsce. Kiedy zacząłem więcej o tym czytać, odkryłem, że to miejsce, gdzie żyli ludzie tacy jak wszędzie. Były tam też konflikty i napięcia. Chciałem to w książce przedstawić – mówił autor.

O pracy nad tłumaczeniem mówiła Anna Halbersztat. – Potrzebuję dużo czasu na wgryzienie się w książkę, na złapanie rytmu. Na początku tłumaczę stronę dziennie, czasami akapit. Dopiero z kolejnym dniem czuję książkę. Drugim wyzwaniem był język, a raczej różne języki, różne style, w jakich książka jest napisana. Tego bałam się najbardziej.

Bohaterowie powieści – Fania, Piotr, inne osoby – każda z tych postaci ma nieco inny styl, opowiada w inny sposób o swoim życiu, o czym myśli i jak myśli. – Bałam się, że nie uda mi się tego oddać. Nie wiedziałam, czy mam wiedzę językową, by te światy tak odróżnić od siebie. Mam poczucie, że udało mi się. Głównie dzięki autorowi. W książce tak wyraźnie jest pokazana różnorodność języka, że w pewnym momencie samo to zaczęło wychodzić mi spod klawiatury, za co jestem autorowi bardzo wdzięczna.

 

Program współfinansowany przez Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji

Comments are closed.